wtorek, 1 kwietnia 2014

O radości życia

    Jadąc dziś pociągiem czytałam książkę Manfreda Lutza niemieckiego psychiatry i teologa (co za inspirujące połączenie specjalizacji!). Lubię go szalenie. Świeżość jego pełnych humoru tekstów choć na chwilę uwalnia człowieka od oparów poprawnych politycznie bredni, które otaczają nas ze wszystkich stron.
    W "Szczęściu w pigułce" Lutz rozprawia się z kultem zdrowia, który według niego niszczy prawdziwą radość życia. Oto mała próbka jego tekstu:
"Długość życia współczesnego człowieka drastycznie się skróciła. Podczas gdy człowiek średniowieczny miał przed sobą życie doczesne plus życie wieczne, dzisiejszy człowiek ma do dyspozycji tylko swoje ograniczone czasowo życie ziemskie. (...) Rozniosło się, że wszyscy umrą - na ptasią grypę, na BSE, na AIDS, na życie, bez wyjątku, i że nie ruszy już żaden pociąg, nawet donikąd. Wielu ogarnęła panika - ratuj się kto może!". Jest bezlitosny dla ponurych wyznawców religii spod szyldu "Zdrowie jest najważniejsze".
    Co to jednak ma wspólnego z naszą duchowością?
    I Lutza i m. Paulę Tajber łączy cudowne wyczucie czym jest prawdziwa radość życia. Oboje szukają jej korzenia w duchowości, sprawnie unikając pułapek bałwochwalczych kultów tego co doczesne.

    M. Paula mówiła: "Świętym być to szczęśliwym być i szczęście wokół siebie roztaczać". I tak trzymać!

1 komentarz:

  1. Bardzo mi odpowiada średniowieczna miara długości życia ludzkiego:)
    Z taką perspektywą, aż chce się żyć!
    Tym bardziej, gdy wiosna rozkwita dookoła.
    Moja koleżanka szla dziś pieszo do pracy, jakieś 40 minut. Dzięki tej pieszej wędrówce zobaczyła różne cudowne zjawiska: drzewo całe w rozkwicie pięknych drobnych kwiatów, krople rosy na trawie...Widziałam zdjęcia- bardzo ładne, ale najbardziej ujął mnie jej zachwyt tym co oglądały jej oczy.

    OdpowiedzUsuń