środa, 16 kwietnia 2014

Wielki Piątek 1915 - nawrócenie Zofii Tajber

     W Wielki Piątek 1915 roku Zofia Tajber po latach odejścia do praktyk religijnych przeżyła swoje nawrócenie. Spotkała Jezusa -  Baranka zabitego i żyjącego na wieki. Ta chwila przemieniła jej życie. Życzę Wam, by tegoroczna Pascha była dla każdego z nas doświadczeniem śmierci starego człowieka i triumfu nowego, przemienionego łaską Boga.
W prezencie świątecznym fragment opisu nawrócenia M. Pauli, wzięty z jej wspomnień. 
     Do usłyszenia już w radości Wielkiej Nocy. No bo, przecież nie będziemy siedzieć w te święte dni przed kompem, prawda? ;-)
  
"Z niezwykłą żywą jasnością i przeświadczeniem odczułam, że Ten Chrystus Pan za mnie był umęczony; umarł, aby mnie uratować, zbawić i zdobyć na wieki. Odczułam, że to właśnie Ten, Którego dusza moja bezustannie szuka i za Którym tak tęskni! 

Poznałam w tym momencie, że to moje odejście od Chrystusa Pana i Kościoła Jego sprawiła straszna zabójcza pycha we mnie, bowiem nie znając należycie Wiary Świętej, zaś krytykując jednostronnie wszystko w niej – według poglądów dzieł wydania Marksa, wpadłam w straszny błąd życiowy, który zniszczył we mnie to nieznane mi „coś”, co łączy duszę z Bogiem, a które muszę, jak przeczuwałam koniecznie na powrót odzyskać. 

W chwili wgłębiania się mego w sumienie, odczułam niezwykłą promieniującą siłę skierowaną z monstrancji wprost na mnie i z tak silnym wpływem miłości, dobra, pokoju i pożądania posiadania mej duszy, osoby, że nie mogłam się oprzeć tej błogiej pociągającej mnie sile miłości – Miłości Boga-Człowieka, Który widać ujrzawszy mnie stojącą przed Nim po tyloletnim odejściu od Niego, chciwie wpatrywał się w moją biedną, zmęczoną, zabłąkaną duszę, którą Sobie obrał i przeznaczył za narzędzie do czci Swojej Boskiej Duszy oraz Dzieła Odrodzenia rodzaju ludzkiego, chcąc mnie przygarnąć do Serca Swego Bosko-Ojcowskiego, jakoby marnotrawnego syna.

Pod dobroczynnym wpływem miłości Jezusowej, ciemności niewiary zalegające całą duszę moją, jakby mgła pod promieniami wschodzącego słońca ginęły, a wiadomości z nauki religii szkolnych lat poczynały ożywać w pamięci i nabierać siły prawdy, mocy i piękna.

Poddając się tej Boskiej sile Jezusa – pomimo upokorzenia, które uczuwałam w duszy, z powodu tak strasznej pomyłki życiowej – czułam zbliżające się ku mnie a tak upragnione szczęście, rodzące się w duszy mojej z powodu wyczuwania obecności Chrystusa Pana tak łaskawego dla mnie oraz z postanowienia mego poznania bliżej Pana Jezusa (kim On jest) i Jego Boskiej nauki, którą tak strasznie zlekceważyłam i o niej całkiem zapomniałam, a która – jak zaczęłam sobie przypominać – mówi o Nim, że to Zbawca rodzaju ludzkiego, Bóg-Człowiek, który – jak przypomniałam sobie – jest podobno utajony pod tą nikłą postacią tej tu odrobinki chleba.

Czułam doświadczalnie, że to wszystko jest prawdą, bo tak silnie, cudownie kojąco i wymownie wpływać – jak w tej oto chwili bije na mnie Moc z tej małej białej Hostii, którą mam przed sobą w monstrancji – może tylko Bóg Swoją zbawczą Mocą, a nie co innego. Zawstydzona upadkiem odejścia swego od Chrystusa Pana – lecz zarazem wielce uszczęśliwiona znalezieniem Go i pociągającą Jego łaską uprzedzającej Miłości, która niosła mi jakoby pełne i kojące przebaczenie – chciałam uczynić z wiarą znak krzyża świętego, którego od kilku lat nie czyniłam na sobie. Lecz jakaś złowroga, groźna siła, zatrzymując rękę moją, odciągała ją silnie od uczynienia tego znaku, tak że musiałam swoją siłą woli wyrywać rękę z tej mocy, by uczynić to, co chcę.

Dopiero teraz doświadczalnie spostrzegłam, że jestem widać w mocy szatana, który nie daje mi być sobą i sprzeciwia się woli mojej, a przede wszystkim Woli Boga, chcąc na powrót nade mną zapanować.

Będąc pod wszechmocnym wpływem łaski Chrystusa Pana wyrwałam rękę z diabelskiej przemocy złego ducha, robiąc znak krzyża świętego z całą świadomością uczczenia w tym znaku Trójcy Przenajświętszej, a więc wszystkich Trzech Boskich Osób, zachwycając się tą mocą, doświadczoną na sobie, którą każdy wierzący ściąga na siebie, czyniąc ten cudotwórczy znak z wiarą, miłością i nadzieją. To przeświadczenie zrodziło się wówczas we mnie. Usunąwszy się na kolana, usłyszałam straszny chichot wkoło siebie, obejrzałam się, bo wydawało mi się, że wszyscy na mnie patrząc śmieją się z tego, że ja taka mądra tak prędko i łatwo od swoich tyloletnich rozumowań odstąpiłam, podpadając na nowo w „błędne koło” wierzeń dziecięcych.

Lecz powiódłszy wzrokiem po otaczających mnie, których wcale nie znałam, spostrzegłam, że nikt na mnie nie zwraca żadnej uwagi, a wszyscy są z niewymowną miłością, wiarą, ufnością i błagalną prośbą wpatrzeni w Chrystusa Pana. Poznałam więc, że to pokusa i śmiechy piekielne całego mnóstwa szatanów, którzy widać chcieli swoimi ironicznymi kpinami z powrotem mnie usidlić w nieszczęście pychy, ambicji i głupoty niecnej, w której dotąd trwałam.

Pociągnięta siłą miłością łaski Jezusa zapomniałam natychmiast o tym piekielnym działaniu, lecz cieszyłam się odnalezionym Szczęściem – Bogiem, Który stawszy się dla zbawienia mego Człowiekiem, stanął tu utajony jako pośrednik między ludzkością a Bogiem.

Przypominając sobie tak dawno nieodmawiane: „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Maryjo”, „Chwała Ojcu”, zaczęłam odmawiać je z wielką czcią, pełną rozwagi nad każdym słowem, podziwiając zdania zachwycałam się bogactwem zawartym w nich, a też tą Bożą mocą, która na te święte słowa spływa na wiernych. Wielki ból, wstyd i żal ogarnął mnie, że wszystkim innym interesowałam się, poświęcając niemało czasu, lecz nie tym, co najważniejsze dla duszy – nauką wiary świętej.

A więc tyle lat zmarnowałam, żyjąc bez Jezusa i wiary w Niego!

Czułam, że ten głęboki szczery żal zraszał mnie całą błogą siłą przebaczenia, która rodziła we mnie dziwną wiarę, nadzieję i przeczucie na wielkie, całkiem inne, nowe życie, które we mnie zrodzi się, gdy powrócę do Jezusa.

Wychodząc z kościoła z silnym, świętym postanowieniem wejścia na nową drogę życia w walce z szatanem, już nie brzydziłam się, jak to było przy wejściu, umoczyć rękę we wspólnej kropielnicy – a przeżegnałam się swobodnie z otuchą, wielką radością i swobodą ducha, zbiegając po stopniach z kościoła, jakby na nowo odzyskanych duchowych wyrastających skrzydłach, śpiesząc szczęśliwa do domu."

1 komentarz:

  1. Myślę, że to dobry komentarz...
    https://www.youtube.com/watch?v=4bDvrtBjKPw

    OdpowiedzUsuń