W Wielki Piątek 1915 roku Zofia Tajber po latach odejścia do praktyk religijnych przeżyła swoje nawrócenie. Spotkała Jezusa - Baranka zabitego i żyjącego na wieki. Ta chwila przemieniła jej życie. Życzę Wam, by tegoroczna Pascha była dla każdego z nas doświadczeniem śmierci starego człowieka i triumfu nowego, przemienionego łaską Boga.
W prezencie świątecznym fragment opisu nawrócenia M. Pauli, wzięty z jej wspomnień.
W prezencie świątecznym fragment opisu nawrócenia M. Pauli, wzięty z jej wspomnień.
Do usłyszenia już w radości Wielkiej Nocy. No bo, przecież nie będziemy siedzieć w te święte dni przed kompem, prawda? ;-)
"Z niezwykłą żywą jasnością i przeświadczeniem
odczułam, że Ten Chrystus Pan za mnie był umęczony; umarł, aby mnie
uratować, zbawić i zdobyć na wieki. Odczułam, że to właśnie Ten, Którego dusza
moja bezustannie szuka i za Którym tak tęskni!
Poznałam w tym momencie, że to moje odejście od
Chrystusa Pana i Kościoła Jego sprawiła straszna zabójcza pycha we mnie,
bowiem nie znając należycie Wiary Świętej, zaś krytykując jednostronnie
wszystko w niej – według poglądów dzieł wydania Marksa, wpadłam w straszny błąd
życiowy, który zniszczył we mnie to nieznane mi „coś”, co łączy duszę z Bogiem,
a które muszę, jak przeczuwałam koniecznie na powrót odzyskać.
W chwili wgłębiania się mego w sumienie, odczułam niezwykłą
promieniującą siłę skierowaną z monstrancji wprost na mnie i z tak silnym
wpływem miłości, dobra, pokoju i pożądania posiadania mej duszy, osoby, że nie
mogłam się oprzeć tej błogiej pociągającej mnie sile miłości – Miłości
Boga-Człowieka, Który widać ujrzawszy mnie stojącą przed Nim po tyloletnim
odejściu od Niego, chciwie wpatrywał się w moją biedną, zmęczoną, zabłąkaną
duszę, którą Sobie obrał i przeznaczył za narzędzie do czci Swojej Boskiej
Duszy oraz Dzieła Odrodzenia rodzaju ludzkiego, chcąc mnie przygarnąć do Serca
Swego Bosko-Ojcowskiego, jakoby marnotrawnego syna.
Pod dobroczynnym wpływem miłości Jezusowej, ciemności
niewiary zalegające całą duszę moją, jakby mgła pod promieniami wschodzącego
słońca ginęły, a wiadomości z nauki religii szkolnych lat poczynały ożywać w
pamięci i nabierać siły prawdy, mocy i piękna.
Poddając się tej Boskiej sile Jezusa – pomimo upokorzenia,
które uczuwałam w duszy, z powodu tak strasznej pomyłki życiowej – czułam zbliżające się ku
mnie a tak upragnione szczęście, rodzące się w duszy mojej z powodu wyczuwania
obecności Chrystusa Pana tak łaskawego dla mnie oraz z postanowienia mego
poznania bliżej Pana Jezusa (kim On jest) i Jego Boskiej nauki, którą tak
strasznie zlekceważyłam i o niej całkiem zapomniałam, a która – jak zaczęłam
sobie przypominać – mówi o Nim, że to Zbawca rodzaju ludzkiego, Bóg-Człowiek,
który – jak przypomniałam sobie – jest podobno utajony pod tą nikłą postacią tej
tu odrobinki chleba.
Czułam doświadczalnie, że to wszystko jest prawdą, bo tak
silnie, cudownie kojąco i wymownie wpływać – jak w tej oto chwili bije na
mnie Moc z tej małej białej Hostii, którą mam przed sobą w monstrancji – może
tylko Bóg Swoją zbawczą Mocą, a nie co innego.
Zawstydzona upadkiem odejścia swego od Chrystusa Pana – lecz zarazem wielce
uszczęśliwiona znalezieniem Go i pociągającą Jego łaską uprzedzającej Miłości,
która niosła mi jakoby pełne i kojące przebaczenie – chciałam uczynić z wiarą
znak krzyża świętego, którego od kilku lat nie czyniłam na sobie. Lecz jakaś
złowroga, groźna siła, zatrzymując rękę moją, odciągała ją silnie od uczynienia
tego znaku, tak że musiałam swoją siłą woli wyrywać rękę z tej mocy, by uczynić
to, co chcę.
Dopiero teraz doświadczalnie spostrzegłam, że jestem widać w
mocy szatana, który nie daje mi być sobą i sprzeciwia się woli mojej, a przede
wszystkim Woli Boga, chcąc na powrót nade mną zapanować.
Będąc pod wszechmocnym wpływem łaski Chrystusa Pana wyrwałam
rękę z diabelskiej przemocy złego ducha, robiąc znak krzyża świętego z całą
świadomością uczczenia w tym znaku Trójcy Przenajświętszej, a więc wszystkich
Trzech Boskich Osób, zachwycając się tą mocą, doświadczoną na sobie, którą
każdy wierzący ściąga na siebie, czyniąc ten cudotwórczy znak z wiarą, miłością
i nadzieją. To przeświadczenie zrodziło się wówczas we mnie. Usunąwszy się na
kolana, usłyszałam straszny chichot wkoło siebie, obejrzałam się, bo wydawało
mi się, że wszyscy na mnie patrząc śmieją się z tego, że ja taka mądra tak
prędko i łatwo od swoich tyloletnich rozumowań odstąpiłam, podpadając na nowo w
„błędne koło” wierzeń dziecięcych.
Lecz powiódłszy wzrokiem po otaczających mnie, których wcale
nie znałam, spostrzegłam, że nikt na mnie nie zwraca żadnej uwagi, a wszyscy są
z niewymowną miłością, wiarą, ufnością i błagalną prośbą wpatrzeni w
Chrystusa Pana. Poznałam więc, że to pokusa i śmiechy piekielne całego
mnóstwa szatanów, którzy widać chcieli swoimi ironicznymi kpinami z powrotem mnie
usidlić w nieszczęście pychy, ambicji i głupoty niecnej, w której dotąd trwałam.
Pociągnięta siłą miłością łaski Jezusa zapomniałam
natychmiast o tym piekielnym działaniu, lecz cieszyłam się odnalezionym
Szczęściem – Bogiem, Który stawszy się dla zbawienia mego Człowiekiem, stanął
tu utajony jako pośrednik między ludzkością a Bogiem.
Przypominając sobie tak dawno nieodmawiane: „Ojcze nasz”,
„Zdrowaś Maryjo”, „Chwała Ojcu”, zaczęłam odmawiać je z wielką czcią, pełną
rozwagi nad każdym słowem, podziwiając zdania zachwycałam się bogactwem
zawartym w nich, a też tą Bożą mocą, która na te święte słowa spływa na
wiernych. Wielki ból, wstyd i żal ogarnął mnie, że wszystkim innym
interesowałam się, poświęcając niemało czasu, lecz nie tym, co najważniejsze dla
duszy – nauką wiary świętej.
A więc tyle lat zmarnowałam, żyjąc bez Jezusa i wiary w
Niego!
Czułam, że ten głęboki szczery żal zraszał mnie całą błogą
siłą przebaczenia, która rodziła we mnie dziwną wiarę, nadzieję i przeczucie na
wielkie, całkiem inne, nowe życie, które we mnie zrodzi się, gdy powrócę do
Jezusa.
Wychodząc z kościoła z silnym, świętym postanowieniem
wejścia na nową drogę życia w walce z szatanem, już nie brzydziłam się, jak to
było przy wejściu, umoczyć rękę we wspólnej kropielnicy – a przeżegnałam się
swobodnie z otuchą, wielką radością i swobodą ducha, zbiegając po stopniach z
kościoła, jakby na nowo odzyskanych duchowych wyrastających skrzydłach,
śpiesząc szczęśliwa do domu."
Myślę, że to dobry komentarz...
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=4bDvrtBjKPw